Moje dziewczynki –
wszystkie jak jeden mąż – zakochały się w tej swoistej książce drogi dla
najmłodszych. Dokąd prowadzi ta książka, która jest wędrówką? „Dokądkolwiek.
Gdzie oczy poniosą”. Po co? „Szukać szczęścia (to najczęściej pojawiające się
w książeczce zdania). Urocze, prawda? I lekkie jak puch. Tak jak „Książka o
Hani”.
W pierwszej części
opowieści na wielką wyprawę rusza Hania i Duży Brat. Ich wędrówka, pełna
fantastycznych przygód, symboli (czytelnych dla starszych dzieci), zabaw
literackimi konwencjami, to swoisty moralitet o życiu, miłości, relacjach z
ukochanymi ludźmi, które ocalają nasze człowieczeństwo. Dlaczego lubimy sięgać
z dziećmi także po baśniową konwencję? (zaznaczam: nie w nadmiarze). Głos
oddaję Tolkienowi, mistrzowi stylu: „Wolno nam zapomnieć o elektrycznej
latarni, ponieważ jest ona elektryczna i nietrwała. Baśnie opowiadają
przynajmniej o rzeczach bardziej trwałych i podstawowych”.
W „Książce o Hani” piękno prostych, a najcenniejszych więzi - miłość między rodzeństwem, miłość do mamusi, wyrażające się w naturalnych gestach, słowach i postawach urzeka. A rozdział, gdy Hania trafia na dwór królewny i sama zostaje królewną, to majstersztyk. To szczególny moment, który pokazuje dzieciom po mistrzowsku, że nie złoto, piękne stroje i tytuły stanowią o nas i naszym szczęściu. Wszystko to miała na królewskim dworze Hania, ale tylko tam dziewczynka zapomniała, że ma szukać szczęścia. Zapomniała o Mamusi i Dużym Bracie, a choć wszyscy robili to, co ona chciała, ona jedna nie mogła robić tego co, chce. To po prostu trzeba samemu przeczytać.
A gdzie Hania i
Duży Brat znaleźli szczęście? Pod drzewem. To tam siedział malutki, rozkoszny
chłopczyk, do którego doprowadziło ich złote jabłko. Co prawda Duży Brat nie
zrozumiał od razu, o co chodzi z tym szczęściem, ale Hania, mała kobieta, od
razu go oświeciła, że właśnie to jest szczęście dla Mamusi.
W drugiej części
książki wędrują Hania i Mały Braciszek. Za złotym jabłkiem, ścieżkami
dziecięcych fantazji, wyobrażeń i przygód. Jak cudowny to świat! W nim nie
potrzeba tysięcy na koncie, by ruszyć w podróż do krajów Dzikich ludzi
(wystarczy gumowy słoń!), gdzie wędruje się z kanapką w kieszeni, a cała radość
płynie z tego, że wędruje się razem. A wszystkie skarby świata są nic nie
warte, bo najważniejszy jest dom, w którym jesteśmy wszyscy – Hania, Mały i
Duży Brat, i mama czekająca z obiadem. Skarb znaleziony.
Książka jest
literacko przepyszna, napisana z perspektywy dziecka, które dostrzega maleńkie
cuda tego świata, na które obojętnieją dorośli. Gdzie dobro jest dobrem, zło
złem, proste potrzeby zaspokaja się w prosty sposób, a troska o jutro nie
istnieje. Dzieci czują się w tym świecie jak u siebie.
Posługując się
naturalnym językiem, prostą narracją bazującą na opisie i bezpośredniej
obserwacji Ottenbreit buduje opowieść głęboką. Czyni to jakby mimo tych
prostych środków. O to chyba chodzi w dobrej literaturze? A kończąc książkę
możemy wraz z dziećmi zadziwić się, że wędrując przez fantastyczne krainy i
dalekie strony, zaszliśmy naprawdę w głąb siebie.