sobota, 14 stycznia 2017

Dla małych mężczyzn ( i nie tylko)

„Czao-Ra. Opowieść Północna” Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. To tej książce poświęcony będzie dzisiejszy wpis. Może dlatego, że to taka trochę inna wersja „Mocnych ludzi”, dla nieco młodszych. A może dlatego, że lubię takie książkowe zabawy, odkrycia, gdy jedna książka, prowadzi nas do innej, jedna ścieżka rozwidla się w cudowny, niekończący się splot literackich dróg. Mąż czytał „Czao-Ra” siedmio- i czterolatce. Może były na tę lekturę za małe? Nie wiem, słuchały z wielkim zainteresowaniem, szczerze zaciekawione przygodami rodziny syberyjskich łowców opisanej przez nieocenionego Ferdynanda Ossendowskiego.

To książka pisana z perspektywy człowieka innej epoki. Krwi podczas opisów polowań leje się sporo, dlatego niektóre fragmenty pomijaliśmy. Na pewno potrzeba dzieciom podczas tej lektury mądrego rodzicielskiego komentarza . Z punktu widzenia dzisiejszej wrażliwości jest tu dużo okrucieństwa. Można powiedzieć, że bohaterowie wiodą życie ekstremalne, na pewno nie do naśladowania, raczej podziwiania. Szczególnie dla małych mężczyzn.

Dziki samotny łowca spędza kilka miesięcy na polowaniu w tundrze. W tym czasie jego żona z małym dzieckiem i dobytkiem (m.in. reniferami) pozostaje nad jeziorem w tajdze, sama odpowiadając za wyżywienie rodziny i jej bezpieczeństwo. Wszystko dzieje się za kołem podbiegunowym. Tu przez kilka miesięcy trwa polarna noc, oświetlana tylko księżycem, gwiazdami i tajemniczymi łunami polarnej zorzy. I jeszcze ogniem, który rozpala człowiek – jakby intruz, choć przekonujemy się, że doskonale zżyty z potężną przyrodą i rzucający jej skutecznie wyzwanie.



Tytułowa Czao-Ra to pies, jedyny towarzysz i nieodzowny pomocnik myśliwego Marosza. Oboje doskonale rozumieją się i dopełniają. Tu człowiek i zwierze grają w jednej drużynie. I nieraz ratują sobie życie. Suczka Czao-Ra budziła wielką sympatię małych Czytelniczek, chociaż jest częścią świata obcego, dzikiego i bardzo odległego.

Na myśliwego Marosza w każdej chwili czyha śmierć, siły natury potrafią ubiec najbardziej doświadczonego i rozumnego śmiałka próbującego je poskromić. Właśnie taki przypadek, gdy koniec był już bardzo blisko, opisuje Ossendowski. Ale nie tylko. Wiele się też naszemu myśliwemu udaje. Książkę czyta się z zapartym tchem. Nie wiem, dlaczego. Może Ossendowskiemu udało się przez nastój literacki oddać trudny do wyrażenia tak pociągający zew wolności, czyste piękno stworzenia, nie wiem, co jeszcze…

Łowca podczas swojej wędrówki żywi się tym, co upoluje. Zostawia ukryty na drzewach swój łup: cenne skóry zwierząt. Potem, już podczas polarnego dnia, zbiera je, następnie sprzedaje wędrownym kupcom. Są oni jedyną więzią myśliwego ze światem innych ludzi. Marosz nie jest pozbawiony związków z odległą cywilizacją – ma strzelbę, potrzebuje prochu i kul, soli, odzienia i jeszcze kilku drobiazgów. Pewnie miał kiedyś mieszkał w jakiejś osadzie, tam poznał żonę. Sztukę myśliwską przekazał mu zapewne jego ojciec, jak i on ją przekaże synowi - małemu Dugenowi.

Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Nawet gdy ta rodzina jest razem, mówią mało, tylko to, co konieczne. W ich życiu jest jednak i radość, i uśmiech. Jak oni to potrafią. Sama się zastanawiam. Książkę szczególnie polecam rodzicom chłopców.
A oto nasz domowy Wou-Gou, jeden z bohaterów "Czao-Ra"
I jeszcze jeden - zdjęcia robiły córki, musiałam umieścić oba, by nikt nie był poszkodowany


 Jeśli jesteśmy przy wątku zabaw dzieci żyjących dobrą książką, a nie telewizyjną papką, trudno mi nie zaprezentować jednej z ulubionych zabaw moich dziewczyn, pokłosia lektury „Potopu” i „Pana Wołodyjowskiego” przez najstarszą córkę (czytała w wakacje, jako 10, 5-latka).
Oto bohaterowie Trylogii stworzeni z …butelek po jogurtach. Na wakacyjnym wyjeździe akurat dużo tych buteleczek mieliśmy pod ręką, reszty dopełnia wyobraźnia. 



Nawet 4-latka rozpoznaje bez podpisów, która buteleczka to Krzysia, Oleńka, czy Hassling-Ketling of Elgin ( bo butelek jest znacznie więcej, 18" –podpowiada córka. „Szczęśliwa 18”- dodaje). W końcu i 4-latka uczestniczyła w niejednej scence i fabule z udziałem tych zamkniętych w buteleczkach bohaterów.

Ossendowski dla (prawie) 11-latki


Powracam na bloga – nie wiem, na jak długo – ale widzę, że wciąż sporo osób zagląda na bloga (szkoda, że nie pozostawiacie śladów Waszej obecności), a i ja mam chęć podzielić się trochę tym, co słychać w naszym czytelniczym życiu, zatem start. Na nowo.

A zaczynamy od małego cytatu:
„ Strzał padł jak grom z pogodnego nieba, nieoczekiwany, groźny, obcy i straszny w tym uroczysku otulonym i przytłoczonym martwą ciszą. A ten, kto spłoszył i stargał tę ciszę, bez szmeru wyszedł z gęstwiny niskich, pokrzywionych zarośli brzezin i począł się wspinać na śliskie, mchem i liszajem okryte zbocze pagórka. Niebieskie plamy czarnych jagód, a czerwone borówek biły w oczy tam, gdzie bujna, sztywna, już żółknąc poczynająca trawa i liście paproci tworzyły małe polanki, odkryte dla promieni słońca, jak gdyby przygasłe go już, nietryskającego płynnym złotem żaru”.

Mogłabym przepisywać dalej tę książkę. Opisy życia tajgi kreślone piórem Antoniego F. Ossendowskiego w „Mocnych ludziach” rozżarzają wyobraźnię i dotykają jakichś ukrytych na dnie naszych serc pragnień i marzeń o życiu prawdziwym, życiu w myśl jasnych, choć twardych reguł, w którym obok miejsca na trud, zmaganie się z żywiołem przyrody i wykuwania swojego losu mozolną pracą jest czas na smakowanie szczęścia, radości, wdzięczności za to, że znów udało się przetrwać kolejną zimę, ataki chorób etc. 

„Mocni ludzie” Ossendowskiego to mówiąc najkrócej historia jednego zesłania. Bohaterem jest por. Władysław Lis wywieziony wraz z żoną na Syberię za udział w powstaniu listopadowym. 
Podsunęłam tę książkę naszej najstarszej córce – 10, 5 roku. Pochłonęła w dwa wieczory. Z Marysią mamy już pewien problem, bo czyta wszystko w tempie ekspresowym, wykracza mocno ponad literackie propozycje dla dzieci w swoim wieku, a nam pomysły już się kończą, zatem coraz częściej dzielimy się z nią książkami, które właściwe są atrakcyjne także i dla nas.
Taką książką są właśnie „Mocni ludzie”. 



Kto zna Ossendowskiego, ten wie, że jego książki „czytają się same”. Ossendowski jakby bez wysiłku, z lekkością cechującą największe literackie talenty zarówno konstruuje fabułę, jak i opiera ją na językowej osnowie. Był fantastycznym obserwatorem, reporterski talent w każdym calu, a przy tym genialnie, w sposób naturalny i niewymuszony Ossendowski potrafił zamknąć postrzegany świat w słowie. 

Zatem mamy w „Mocnych ludziach” to wszystko, co porusza młodych czytelników –jest dynamiczna fabuła przybliżająca dzieje por. Lisa na Syberii, jego walkę o siebie i żonę, przyjaźnie z tubylcami; są cudowne opisy przyrody tajgi i wszystkich jej mieszkańców, jest wreszcie i unoszący się nad tym wszystkim sens tej książki: tryumf ducha (aż się prosi dodać polskiego) w skutym lodem świecie. Ten duch każe smutki odpędzać pracą i służbą innym, staje odważnie naprzeciw niegodziwości, bierze w obronę słabszych, gardzi kłamstwem, oszustwem, nie robi miejsca rozpaczy usiłującej wcisnąć się w życie zesłańców choćby szczelinami tęsknoty za tym, co utracone. W tym świecie za dobro, w swoim czasie nadchodzi nagroda, ale o tym poczytajcie już swoim dzieciom sami. 

Smutne, że budując świat literackich fascynacji naszych dzieci wciąż w przeważającej mierze sięgamy po książki sprzed kilkudziesięciu lat. Ale szufladki z narzekaniem na to, jak i o czym pisze się teraz dla dzieci, nie otwieram, bo pisałabym pewnie do rana.
Pozdrawiam wszystkich listopadowo i zachęcam do podzielenia się, co czytacie swoim dzieciom  w wieku 11+. Nieustannie szukamy inspiracji.