sobota, 13 czerwca 2015

Lato z cząstką jesieni, czyli poetycko

Książeczka trochę wesoła, a trochę smutna, trochę podnosząca na duchu, a trochę melancholijna – tak jak każde lato, które zawiera w sobie cząstkę jesieni – mniej więcej tak wydawca zachęca do sięgnięcia po literacki debiut Emilii Kiereś „Srebrny dzwoneczek”. Niby wakacyjna opowieść, ale nie tylko. Dla dzieci i o dzieciach, ale nie do końca. Pani Emilia zawsze dotyka w swoich książkach czegoś więcej, tego co pod spodem, niewidoczne dla oczu, a najważniejsze. Nienachalnie, bez dosadnego dydaktyzmu, niczym lekkimi pociągnięciami pędzla z potoku zwyczajnych zdarzeń wydobywa dla małych czytelników głębie odwiecznych prawd o świecie i ludzkim losie (często w quasi-baśniowej konwencji).






Trzeba mieć piękne wnętrze i cudowną wrażliwość, by do młodych osóbek z ery internetu, iPhonów i tabletów mówić o wadze papieru, na którym pisze się list, dodając, że jest on równie ważny jak słowa. Pani Emilia to potrafi i za to ją kochamy. 

O papierze listowym, kołowrotku, ludziach, których już nie ma w „Srebrnym dzwoneczku” opowiada spędzającej wakacje na wsi Marysi, pani Felicja, staruszka powoli żegnająca się ze swoimi ziemskimi sprawami.

Nie wiem, na ile moja Marysia odczytała całe piękno życia oddane na kartach tej książki, życia, które zmienia się, przemija, ale się nie kończy. Ile zrozumiała z takich zdań jak to o czasie, kiedy patrzy się bardziej przed siebie, i czasie, gdy już bardziej się wspomina. Nie pytałam. Pewne książki dziecko powinno przeżyć samo, po swojemu, bez naszych interpretacji.

Jestem przekonana, że cudowna poetyka twórczości pani Emilii pozwala dzieciom odczuć sens poruszanych treści, zanim będą w stanie je zrozumieć. Rządowemu darmowemu elementarzowi zarzucano m.in. „miastocentryczność”. Książki Emilii Kiereś to odtrutka na ten trend. W „Srebrnym dzwoneczku” bohaterów budzi świergot ptaków, za oknem na grządkach kwitną kwiaty i warzywa, lipy rzucają cień, muchy wygrzewają się na parapetach, pszczoły brzęczą tak jak przed 100, 200 i 300 laty.

Czy ktoś ma wątpliwości, że dzieci żyjące z przyrodą za pan brat wiedzą sporo o przemijaniu? I że w ogóle wiedzą i czują więcej.

„Srebrny dzwoneczek” moja córka przeczytała jako niespełna dziewięciolatka. Moim zdaniem także po inne książki tej autorki najlepiej sięgać z dziećmi ok. ośmioletnimi. Wszystkie z serca polecamy („Brat”, „Rzeka”, „Kwadrans”, „Łowy”). Smakują równie wybornie. Czekamy na mający się wkrótce ukazać „Haczyk”.

Osobne słowo należy się „Łowom”. Cudowne wprowadzenie maluchów w romantyczny świat mickiewiczowskich ballad (z naciskiem na „Świteziankę”) i fantastyczna zabawa literacka dla całej rodziny.  "Rok 1809" - to pierwsze słowa książki i czas, w który trafiamy wraz z dziećmi. Nie będę zdradzać szczegółów. Mnie podobna rekomendacja naszej pani bibliotekarki wystarczyła by sięgnąć po „Łowy”, od których zaczęła się nasza przyjaźń z panią Emilią.






Jej książki polecam także chłopcom, w "Srebrnym dzwoneczku" główną postacią jest dziewczynka, ale to wyjątek. W pozostałych bohaterami są chłopcy. "Rzeka" to prawdziwa rycerska opowieść z czasów, gdy honor, wierność, przyjaźń budowały świat chłopięcych marzeń, pragnień i tożsamość małych mężczyzn. Obowiązkowa lektura na półce synów.

 „Srebrny dzwoneczek” ilustrowała Małgorzata Musierowicz, prywatna mama p. Emilii, a książki obu dam wydaje kojarzony głównie z "Jeżycjadą" Akapit Press. Nie radzę jednak szukać pióra mamy w książkach córki. To dwa inne literackie światy. I całe szczęście.

1 komentarz:

  1. Tak, dwa Różne pióra ale ilustracje kompatybilne.
    Po co ?
    Emilko, poszukaj innego ilustratora, w innej poetyce niż Twoja mama.

    OdpowiedzUsuń