- tym zapadającym w pamięć i w serce
rymem Janina Porazińska wprowadza nas w utkany z czułych wspomnień
świat swojego dzieciństwa. Ta książka mnie samej jako małej
dziewczynce odkryła urok polskiego dworku i ziemiańskiego życia,
wielopokoleniowych, pełnych szacunku i przywiązań więzi łączących
wszystkich jego mieszkańców (bliżej lub dalej spokrewnionych). Z
wypiekami na twarzy czytałam całość, ale zdecydowanie bardziej
fascynowały mnie rozdziały opisujące wakacje na wsi niż te
przybliżające codzienność w XIX-wiecznym Lublinie.
Książkowa Janeczka zaraziła mnie miłością do koni i tak jak ona budowałam w domu z krzeseł dorożkowe zaprzęgi. Zachłystywałam się pełnym przygód klimatem swobody i wolności wakacji w majątku dziadków. Chłonęłam każdą stronę opisów drzew, na które można było się wdrapać, dni spędzanych w otoczeniu wszystkich czworonożnych mieszkańców majątku – psów, koni, kóz; wieczorów na ganku, gdy starsi opowiadali o „wujku od Napoleona”.
Tego świata już nie ma w takiej formie, w jakiej istniał gdy pani Janina była Janeczką, ale to, co w nim najcenniejsze, możemy ożywiać w naszych rodzinach. Także dlatego często sięgam po tę książkę z Dziećmi. Bo pani Janina w swojej prozie oddaje nam ducha polskości, dzięki któremu tamten świat nadal urzeka i inspiruje. Jeśli oni pod zaborami byli tacy piękni, to przecież i my możemy...
Książkowa Janeczka zaraziła mnie miłością do koni i tak jak ona budowałam w domu z krzeseł dorożkowe zaprzęgi. Zachłystywałam się pełnym przygód klimatem swobody i wolności wakacji w majątku dziadków. Chłonęłam każdą stronę opisów drzew, na które można było się wdrapać, dni spędzanych w otoczeniu wszystkich czworonożnych mieszkańców majątku – psów, koni, kóz; wieczorów na ganku, gdy starsi opowiadali o „wujku od Napoleona”.
Tego świata już nie ma w takiej formie, w jakiej istniał gdy pani Janina była Janeczką, ale to, co w nim najcenniejsze, możemy ożywiać w naszych rodzinach. Także dlatego często sięgam po tę książkę z Dziećmi. Bo pani Janina w swojej prozie oddaje nam ducha polskości, dzięki któremu tamten świat nadal urzeka i inspiruje. Jeśli oni pod zaborami byli tacy piękni, to przecież i my możemy...
Lubię sięgać z Córkami po książki, które na własny użytek określam jako „słoneczne”, gdzie z każdego zdania bije wiara w to, że dobro zwycięża, że ono ma ostateczne słowo i moc przyciągania, a my mamy obowiązek dawać temu wyraz w w codzienności. Możemy dzieciom opowiedzieć o Polsce i polskości opisując fakty, przybliżając postaci historyczne, daty, miejsca, ale możemy także dać dzieciom przeżyć prawdę o polskości przenosząc je w tamten świat, dając odetchnąć tamtym klimatem - afirmacji rodziny, więzi, wspólnoty, szacunku do każdego, wzajemnej pomocy, życia prostego i uczciwego, pełnego radości, ciepła, humoru. „I w sto koni nie dogoni” pozwala dzieciom przeżyć kawałek prawdy o Polsce.
Z ok. 5, 6- letnimi Dziewczynkami czytałam ją na wyrywki,
każdy rozdział po krótkim wprowadzeniu w temat stanowi odrębną
historię. Młodsze Dzieci chętnie słuchają opowieści o
perypetiach związanych z czworonożnymi mieszkańcami dworku. Nie
zauważyłam jakichś większych barier poznawczych czy językowych,
choć dotykamy rzeczywistości sprzed ponad wieku.
Ta książka broni
się prawdą wspomnień i miłości Pani Janiny do wszystkiego, co
złożyło się na jej dzieciństwo. Gorąco, gorąco polecam „I w
sto koni nie dogoni”. Moja najstarsza Córka, prawdziwy pożeracz
książek, samodzielnie przeczytała całość jako 8-latka. I
jeszcze bardziej zapragnęła mieszkać na wsi.
A wkrótce o kolejnych „słonecznych” książkach dla najmłodszych.
cudny ten blog
OdpowiedzUsuńDziękuję i serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń