poniedziałek, 9 marca 2015

Do Lwowa!

Nazywano go „Słonecznym Panem”, zwykł mawiać, że „stracony jest każdy dzień bez uśmiechu”. Kornel Makuszyński, bo oczywiście o nim mowa, umiał „dostrzec dobro pod powłoką zła, piękno pod pozorną brzydotą” ( ks. Jan Twardowski). Jego książki roją się od postaci uznawanych przez otoczenie za ponurych dziwaków o powierzchowności niedźwiedzia wybudzonego przez przypadek z zimowego snu, którzy pod zewnętrzną warstwą lodu skrywają zajęcze serca. Dość wspomnieć starego aktora Walickiego z „Awantury o Basię”, który takie robił miny, że służące mdlały. U pana Kornela bohaterowie często są głodni, ale zawsze weseli! A salwy śmiechu mieszają się ze łzami wzruszenia.
Z niemijającą przyjemnością sięgamy w rodzinie po Makuszyńskiego, szczególnie wtedy, gdy chcemy sobie przypomnieć, że staruszek świat nie jest taki zły, jak wmawiają nam media, że dobro rodzi dobro, a każdy z nas ma ogromne możliwości kochania. I ta polszczyzna, majstersztyk formy.

Z założenia polecam na blogu książki mniej popularne, zatem nie będę rozwodzić się nad „Awanturą o Basię” czy „Panną z mokrą głową”. Wspomnę jedynie, że „Basię” czytałam starszej Córce, gdy miała 6 lat, dla młodszej - obecnej 6-latki - to jeszcze za wcześnie na taką lekturę. Każde dziecko jest inne, o czym nie muszę przekonywać czytających te słowa Rodziców, i każde w innym czasie osiąga dane literackie progi, tudzież po swojemu buduje swój świat czytelniczych fascynacji. W wielu przypadkach sprawdza nam się podążanie z młodszą Córką tym samym książkowym szlakiem, który przetarliśmy ze starszą, ale pewne różnice wydają się już zarysowywać. „Pannę z mokrą głową” starsza Córka przeczytała jako 8-latka zachęcona dobrą ekranizacją, którą rodzinnie obejrzeliśmy.

A dziś proponuję sięgnąć po mniej znane dzieło pana Kornela dla starszych dzieci i „młodszej” młodzieży: „Uśmiech Lwowa”. Czyż „Słoneczny Pan” mógł pominąć najsłoneczniejsze miasto II Rzeczypospolitej, miasto jego młodości?

„Nie ma na świecie takiej biedy, której by we Lwowie nie umiano zamienić w piosenkę! Czy piosenką nie można oszukać głodu?” - za takie zdania pan Kornel ma na stałe miejsce w naszych sercach. Wątpliwości, że piosenką można „zdumieć samą śmierć” nie ma Michał Korecki, czternastoletni „dryblas” z Warszawy, sierota, który w tajemniczych okolicznościach przybywa do miasta z lwem w herbie, by znaleźć tu nowy dom. Może ktoś zarzucić, że momentami powieść przeradza się w fabularyzowany bedeker, ale nam to nie przeszkadza i życzymy sobie więcej takich „bedekerów” (w pierwszej kolejności po Wilnie). Tropiąc z Michałem zagadkowego dobrodzieja podążamy krętymi lwowskimi uliczkami, zachodzimy do kościołów, kłaniamy się Ossolineum, pozdrawiamy pana Mickiewicza na pomniku, by dojść do świętego dla miasta miejsca,gdzie spoczęły jego dzieci - Orlęta.

Gdy po raz pierwszy byłam we Lwowie, wyjeżdżałam ze ściśniętym sercem, bo mogłabym tam zostać na zawsze. To uczucie we mnie powraca, a w dzieciach się rodzi, gdy czytamy opowieść pana Kornela o tamtych chłopcach i dziewczętach, przy których nie wolno płakać, bo nie po to ginęli.

Jak mówić dzieciom o bohaterach? Może choć trochę nauczymy się od pana Kornela czytając napisany jego wielkim sercem „Uśmiech Lwowa” ? W towarzystwie pięknych, dobrych ludzi Makuszyński z czułością oprowadza nas po tym cudownym mieście, rozkochuje małych czytelników we wszystkim, co się na polski Lwów składa, przygotowując ich tym samym do finałowej sceny na Cmentarzu Orląt Lwowskich, gdzie ustami bohaterów opowiada o  „uczniakach”, którzy za ten świat oddali życie. Dzieci rozumieją. Naprawdę. Bo najbliższy im jest, doskonale znany także panu Kornelowi, język miłości.

„Uśmiech Lwowa” to objętościowo skromna pozycja, ale odnajdujemy w niej to wszystko, co składa się na nieprzemijający urok i klasę stylu Makuszyńskiego. Po lekturze tych książek człowiek czuje się kilka lat młodszy. Zaś w oczach dzieci rodzi się taki cudowny błysk, coś nie do opisania. Jakiś zew życia dobrego i pięknego. Przesadzam? Może trochę. W każdym bądź razie my tak mamy. Bohaterowie Makuszyńskiego budzą w małym człowieku zachwyt. Bo ich nie da się nie kochać. A na zachwycie naszych dzieci dobrem, my Rodzice, możemy bardzo wiele budować. Dlatego zachwycajmy się z dziećmi Makuszyńskim!

2 komentarze:

  1. Moje dzieci też bardzo lubią czytać Kornela Makuszyńskiego, my rodzice zresztą też. Na cześć tego autora nasza najmłodsza latorośl ma na imię Kornelia :-) Książki są ciepłe, z każdej strony tchnie miłością, zwyczajną rodziną i humorem.
    pozdrawiam
    joanna
    podrodzinnymdachem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiamy ciepło wszystkich pod rodzinnym dachem, a szczególnie Kornelię! Będę zaglądać na bloga, po pierwszym wejściu jestem pod wrażeniem.
    Beata

    OdpowiedzUsuń