Twarde jak pnie beskidzkich jodeł jest życie dzieci ze „Szkoły nad obłokami”, a ich marzenia czyste jak niebo nad doliną Popradu: dojść w kurniawę do szkoły, wrócić szczęśliwie do domu, zostać kowalem, zbudować nowy dom, bo stary się chyli.
Dwudziestoletni Franek, najstarszy z książkowego
rodzeństwa, osieroconego w jeden rok przez oboje rodziców, pracuje
w lesie. Czternastolatek Ludwik, zwany „mamą Ludwik”, opiekuje się
młodszym bratem i siostrą – Jaśkiem i Zosią. Wie, że matka na
„cieciaków” ich chować nie chciała, cackania się z małymi
więc nie ma.
Kownacka z pietyzmem oddaje piękno i kulturę góralskiego życia. Tu życie i śmierć chodzą pod pachę, trudy hartują ludzi mocnych, a od pokoleń snute przez gazdów opowieści o tym, co w górach się działo i widziało, dodają podkarpackiemu światu aury wyjątkowości.
Językowo książka jest
przepyszna. Dziś tak dla najmłodszych już się nie pisze,
wielowarstwowo, z zarysem konturów społecznego kontekstu i
cudownymi opisami beskidzkiego krajobrazu. Do książki dołączony
jest słowniczek gwary i trudniejszych wyrazów obcych dolanom (ludziom z nizin). Nasze wydanie ilustrował Jan Marcin Szancer,
szczególnie ujmujący oddaniem scen we wnętrzach góralskich chat. Książka nadaje się do samodzielnego czytania najwcześniej dla 8-9-latków. Młodszym musimy czytać sami.
„Szkoła nad obłokami” działała
naprawdę na polanie Niemcowej. Od 1938 do 1961 roku (z przerwą w
czasie wojny) uczyło się w niej maksymalnie nawet dwadzieścioro
kilkoro okolicznych dzieci, za salę lekcyjną służyła „ciasna
izdebka” przylegająca do gospodarstwa Nosalów. Tak jak w książce
z dobrodziejstw placówki korzystali i młodzi, i starzy,
przysłuchując się lekcjom, gawędząc wieczorami z nauczycielem
czy wypożyczając przynoszone przez niego książki. Z budynku
szkoły pozostały ponoć jedynie ruiny piwnic, w pobliżu
których Towarzystwo Przyjaciół Piwnicznej ufundowało pamiątkową
tablicę z nazwiskami pracujących tam nauczycieli.
Co może urzekać dzisiejsze dzieci w „Szkole nad obłokami”? Realia, cóż, dość odległe. Do tego gwara. Ale jak nie polubić chłopaków i dziewczyn, którzy wieczorami rozprawiają o tym, jak wyginać narty, robić szybowce i teatr kukiełek? No i oczywiście o napadach wilków. Bo tam, w górach, świat dzieci nie był obszarem wyizolowanym od świata dorosłych. Nikt za dzieci nart nie wygnie, a i o wilkach myśleć muszą. Może właśnie to pociąga w książce Kownackiej moje dzieci? Życie niosące wyzwania, trudy, ale i przygody. Dzieciństwo toczące się nie tylko w szkolnych murach (i na zajęciach dodatkowych), ale i na leśnym trakcie, w domowym obejściu, u sąsiadów.
Kończymy lekturę „Szkoły nad
obłokami”. Zasypiamy z góralskimi dziećmi i śpimy tak jak oni
twardo, po dniu pełnym wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz